„Grenlandia jest nasza. Nie jesteśmy na sprzedaż i nigdy nie będziemy na sprzedaż. Nie możemy przegrać naszej walki o wolność” – napisał premier Grenlandii Mute Egede w odpowiedzi na sugestię Donalda Trumpa, że wyspa powinna należeć do USA.
Prezydent-elekt Stanów Zjednoczonych, ogłaszając w mediach społecznościowych nazwisko swojego przyszłego ambasadora w Danii stwierdził, że od przejęcia suwerenności nad Grenlandią przez Amerykanów, zależy „bezpieczeństwo
i wolność świata”. Stanowisko Trumpa skrytykowali również duńscy politycy. Poseł Karsten Hønge z Socjalistycznej Partii Ludowej, patryjny rzecznik ds. Grenlandii powiedział, że takie definiowanie świata z punktu widzenia Waszyngtonu, to „wariactwo”. „Tak jakby ludzie i kraje były częściami układanki w amerykańskiej grze. Jakby można było je przesuwać dla własnych korzyści. Grenlandia jest krajem i ludzie, którzy tam mieszkają mają prawo do decydowania o własnym rozwoju i Stany Zjednoczone nie powinny mieć na to wpływu” – powiedział poseł. Jeszcze podczas pierwszej kadencji jako prezydent USA w 2019 roku, Donald Trump wyraził chęć zakupu Grenlandii od Danii. Propozycję odrzuciła wówczas – nadal urzędująca – premier królestwa Mette Frederiksen, która nazwała ją „absurdalną”. Trump uznał jej odpowiedź za „paskudną” i odwołał planowaną wizytę w Kopenhadze. Grenlandia cieszy się dużą niezależnością jako kraj w ramach duńskiej monarchii – a nie część Danii. Ma nawet prawo ogłoszenia niepodległości. Znajduje się tam też amerykańska baza lotnicza, która jest ważna dla systemu strategicznej obrony USA – stąd pomysł jej pozyskania. Dania już raz sprzedała Stanom Zjednoczonym terytorium w Ameryce Północnej. W 1917 roku Waszyngton kupił od Kopenhagi część karaibskiego archipelagu znaną dziś jako Wyspy Dziewicze Stanów Zjednoczonych.