Ukrainiec, którego Niemcy zamierzały zatrzymać za udział w uszkodzeniu gazociągu Nord Stream, opuścił terytorium Polski. Nie znajdował się w bazie osób poszukiwanych po wystawieniu przez Niemcy Europejskiego Nakazu Aresztowania – tłumaczy Prokuratura Krajowa.
Według niemieckich mediów Wołodymyr Z. wyjechał z Polski, bo prawdopodobnie został uprzedzony o możliwym aresztowaniu. Rzeczniczka Prokuratury Krajowej Anna Adamiak powiedziała Polskiemu Radiu, że polscy śledczy po otrzymaniu tego nakazu starali się potwierdzić miejsce pobytu mężczyzny, które było sugerowane w dokumencie, ale na początku lipca Ukrainiec wyjechał. „W związku z tym, że nie znajdował się w bazie osób poszukiwanych, funkcjonariusze Straży Granicznej nie mieli podstaw do uniemożliwienia mu wyjazdu z Polski” – mówiła Anna Adamiak. Kilka niemieckich wydań poinformowało dziś, że na początku czerwca prokurator generalny wydał pierwszy nakaz aresztowania głównego podejrzanego o zamach – ukraińskiego instruktora nurkowania o imieniu Wołodymyr. Niemieccy prokuratorzy wystąpili do polskich władz z wnioskiem o wydanie europejskiego nakazu aresztowania wobec mężczyzny. Prokuratura Federalna Niemiec nie komentuje doniesień mediów. Zdaniem strony niemieckiej Warszawa „zawsze wykazywała bardzo małe zainteresowanie ujawnieniem informacji o detonacji gazociągu łączącego Rosję z Niemcami”. Polscy urzędnicy publicznie kwestionowali wersje prowadzące do Polski. W marcu w zachodnich mediach pojawiły się materiały sugerujące, że za eksplozją gazociągów mogą stać grupy, do których mogą należeć Rosjanie i Ukraińcy. Później media twierdziły, że wywiad holenderski rzekomo dowiedział się o planie dywersyjnym Ukraińców i uprzedził o tym USA. Ukraina zaprzecza swojemu udziałowi w uszkodzeniu Nord Stream.