Dziesiątki tysięcy ludzi wyszły na ulice miast Brazylii. Demonstracje miały być głosem sprzeciwu wobec niedawnego szturmu zwolenników byłego prezydenta na Kongres. Sam Jair Bolsonaro, który nie uznał swojej porażki w wyborach, jest teraz w szpitalu w USA i może spodziewać się konsekwencji karnych po powrocie do kraju.
Brazylijczycy wyszli na ulice Rio de Janeiro, Sao Paolo i innych miast. Swoje manifestacje nazwali obroną demokracji, po tym jak dwie doby wcześniej tłum zwolenników skrajnie prawicowego Jaira Bolsonaro szturmował Kongres i siedzibę sądu najwyższego. „To najgorszy dla mnie moment w historii Brazylii od puczu w 1964 roku. Wszyscy jesteśmy zszokowani tym, co zobaczyliśmy w Kongresie. Nasze przesłanie jest takie, że wspieramy nasz rząd“ – mówił jeden z demonstrantów. Podczas demonstracji w Sao Paolo część osób domagała się, by natychmiast wtrącić byłego prezydenta Bolsonaro do więzienia. Jego zwolennicy bowiem, którzy nie pogodzili się z przegraną polityka, od dawna nawoływali do zbrojnej interwencji wojska. W sumie po szturmie na budynki rządowe zatrzymano dotąd 1,5 tysiąca osób. Na trzy miesiące odwołano też gubernatora stołecznej prowincji, obwinianego o zbyt późną reakcję służb porządkowych na zamieszki. Szturm na budynki rządowe potępili przywódcy z całego świata, w tym prezydenci USA Joe Biden i Polski Andrzej Duda.