Mołdawia – Polska 1:1

8 maja 2015

Dobry początek meczu, fatalny jego koniec tak można najkrócej opisać to co stało się w Mołdawii. Mecz układał się po naszej myśli. Kuba Błaszczykowski po ładnej akcji z Robertem Lewandowskim, zdobył bramkę już na początku meczu i wydawało się, że kolejne zdobycze bramkowe są tylko kwestią czasu. Nasza drużyna kontrolowała grę, nie dopuszczała rywali w pobliże naszej bramki, łatwo przechwytywała piłkę w środku pola i stwarzała sobie kolejne okazje do zdobycia bramek. Niestety zabrakło skueczności. Uderzenia Błaszczykowskiego, Lewandowskiego, Rybusa, Polańskiego, Mierzejewskiego nie znalazły drogi do siatki bramki rywali. Sytuacji było tak wiele, że uśpiły one czujność naszej obrony i do szatni schodziliśmy z remisem 1:1. Po przerwie mecz wyglądał już inaczej. Mołdawianie poczuli, że jednak można nam strzelać bramki, przesunęli dalej od własnej bramki swoją strefę obrony i nie pozwoili już ani naszym napastnikom ani pomocnikom na dochodzenie do kolejnych sytuacji strzałowych.

 

Szczęśliwie dla nas sędzia hiszpański nie dopatrzył się faulu Krychowiaka w naszym polu karnym, bo faul tego pracowitego zawodnika mógł kosztować nas rzut karny i stratę nawet jednego punktu. Zmiany nie wniosły wiele. Ani Kosecki ani Zieliński ani Sobiech nie stworzyli nic o czym warto byłoby wspomnieć. Punkt zdobyty w Mołdawii miałby inny wymiar gdyby nasza repezentacja wygrała w Polsce z Ukrainą. Ale ponieważ tak się nie stało, to teraz trzeba wygrać wszystko do końca i o ile dwa pierwsze mecze z Czarnogórą u siebie i San Marino na wyjeździe, są w zasięgu naszej drużyny, to po tym co widzieliśmy w piątek, raczej trudno tryskać optymizmem przed wyjazdowymi meczami na Ukrainę i do Anglii. W futbolu wszystko jest możliwe. Punkty zdobywają nawet takie zespoły jak Luksemburg, Malta czy Lichtenstein i to nawet w meczach wyjazdowych. Dlatego nosy do góry i dopuki sędzia nie odgwiżdże końca eliminacji, musimy wierzyć, że wszystko jeszcze jest dla nas możliwe.

PARTNERZY