Najnowsza konferencja prasowa prezydenta Busha miala w sobie cos z dramatu. Nieprzypadkowo Bialy Dom zdecydowal sie wlasnie teraz na wystapienie prezydenta przed spoleczenstwem. W ciagu ostatnich dwóch tygodni w Iraku zginelo ponad 80 amerykanskich zolnierzy, a 560 zostalo rannych. Prezydent obwinil za to niewielka grupe ”terrorystycznych zbirów”, jak ich okreslil i zapowiedzial, ze Stany Zjednoczone nie tylko nie wycofaja sie z Iraku , ale wzmocnia liczebnie swoje sily i naklady na wojne. Juz dawno nie widzialem prezydenta w tak niewdziecznej roli. Stracil swa normalna dla tego urzedu pewnosc siebie, jakal sie, goraczkowo staral sie odrzucac sugerowane przez dziennikarzy porównanie Iraku z Wietnamem, ale wypadlo to wszystko nieprzekonywujaco.
Zadna z wiadomosci jakie docieraja do nas ostatnio ze swiata nie jest tak przygnebiajaca jak wiesci z Iraku. Po utracie blisko 660 zolnierzy, którzy zgineli dotychczas w trwajacej od z góra roku wojnie i po wydaniu miliardów dolarów na koszty z nia zwiazane , interwencja amerykanska w Iraku spowodowala, ze nienawidzace sie dotychczas frakcje tamtejszych sunnitów i szyitów doszly do wniosku, ze ich wspólna nienawisc do Stanów Zjednoczonych jest silniejsza niz ich wzajemne animozje i po zjednoczeniu sie wywolali powstanie. Walki spowodowaly smierc okolo 80 zolnierzy amerykanskich. W Iraku dochodzi ostatnio tez do porwan cywilów -obcokrajowców, co jest sposobem wywierania dodatkowego nacisku na kraje sprzymierzone z Ameryka, by wycofaly swój udzial w wojnie nawet jezeli, jak to ma miejsce w przypadku kontyngentu japonskiego, udzial ten nie ma nic wspólnego z dzialaniami zbrojnymi. Co gorsze administracja prezydenta Busha nie ma zadnego realnego planu rozwiazania konfliktu w Iraku. Prezydent mówil na konferencji prasowej o zwiekszeniu liczebnosci wojsk amerykanskich , ale na dluzsza mete moze oznaczac to znaczne nadwyrezenie potencjalu militarnego Stanów Zjednoczonych. Nie wiadomo czy uda sie dotrzymac terminu przekazania wladzy w Iraku w rece Irakijczyków czyli de facto przyznania im suwerennosci. Jako docelowa date wyznaczono dzien 30 czerwca, ale termin ten juz teraz wydaje sie nierealny. Prezydent twierdzil, ze Ameryka dotrzyma tego terminu, choc przyznal, iz wciaz niewiadomo komu, jakiemu przywódcy, czy grupie przywódców irackich wladza zostanie pod koniec czerwca przekazana. Wielu amerykanskich komentatorów uwaza – nie bez racji -, ze termin ten ustalono raczej w celu nadania impetu prezydenckiej kampanii wyborczej Georga Busha, a nie dla zamkniecia wstepnego okresu zaprowadzania porzadku w Iraku, bo do tego, przynajmniej w obecnej sytuacji, jest bardzo daleko. Wypomina sie prezydentowi, ze nie ma on pojecia o zlozonej sytuacji spolecznej Iraku i o okrucienstwach wojny, bo nikt swiadom tego co wojna niesie ze soba nie, zdobylby sie na taka bunczuczna wypowiedz z jaka w ubieglym roku wystapil prezydent Bush mówiac o czlonkach zbrojnego ruchu oporu “bring'em on “- dajcie ich tutaj – a – w domysle – my sie z nimi rozprawimy. Jak wygladala ta rozprawa mozna bylo sie przekonac, gdy wybuchlo powstanie w Feludzy i Amerykanie , mimo swojej ogromnej przewagi militarnej, utracili zupelnie kontrole nad miastem. Krytycy prezydenta zarzucaja mu, ze jako glównodowodzacy amerykanskich sil zbrojnych postepuje w sposób nieodpowiedzialny, wystawiajac na ryzyko to co Ameryka ma najcenniejszego -zycie mlodych ludzi sluzacych w wojsku amerykanskim. Prezydent powinien czesciej brac udzial w pogrzebach zolnierzy, którzy zgineli w Iraku, a rzadziej w przyjeciach, z których dochód przeznaczony jest na jego kampanie wyborcza – napisal jeden z komentatorów. Coraz czesciej zaczyna sie porównywac w Stanach Zjednoczonych wojne w Iraku z wojna w Wietnamie, która stala sie symbolem kleski i rozlamu spolecznego jaki spowodowalo zaangazowanie USA w tej wojnie.
Jedna z lekcji jaka wyniesli Amerykanie z Wietnamu byla taka, ze mimo, iz wielu Wietnamczyków z Poludnia, a wiec sprzymierzenców Ameryki, autentycznie balo sie komunistów z Pólnocy i ich partyzantki VietCong, to jednak trudno bylo ich sklonic do zacietej walki w obronie demokracji i wolnosci – czego oczekiwali Amerykanie. Wsród elementów, których Amerykanie nie potrafili docenic, byla sila wiezów etnicznych i kulturalnych jakie wiazaly ze soba Wietnamczyków z komunistycznej pólnocy z tymi z kapitalistycznego, demokratycznego i proamerykanskiego poludnia. Gdy w Wietnamie zjawili sie Amerykanie z ich ogromna przewaga w sprzecie militarnym i zaczeli walczyc, zabijajac przy okazji niewinnych cywilnych Wietnamczyków szansa na zawojowanie serc spoleczenstwa wietnamskiego na rzecz Ameryki zostala stracona. Obecnie Stany Zjednoczone staraja sie zawladnac sercami i umyslami Irakijczyków, ale to nielatwe, gdy przypomni sie bombardow ania, którymi rozpoczela sie ta niesprowokowana wojna i gdy widzi sie w relacjach telewizyjnych ataki z uzyciem naprowadzanych laserem rakiet i helikopterów typu Super Cobra o sile ognia nie majace sobie równej wsród tego typu uzbrojenia na swiecie. W wyniku dzialan zbrojnych w Iraku gina tysiace Irakijczyków.
Amerykanie upieraja sie, ze mimo ogromnych róznic i podzialów w spoleczenstwie irackim – róznic religijnych i kulturowych, zainstaluja tam demokracje w amerykanskim stylu. Tymczasem impas jaki zapanowal w Iraku kaze zastanowic sie koniecznie nad tym jaka jest droga wyjscia z tej sytuacji. Na pewno nie jest nia zwiekszanie liczacego 135 tysiecy zolnierzy amerykanskiego kontyngentu w Iraku. Rozwiazaniem byloby szersze zaanagazowanie sil miedzynarodowych. Przy okazji nalezy wyrazic ogromny szacunek dla Polski i Polaków za staniecie u boku Stanów Zjednoczonych i wyslanie do Iraku zbrojnego kontyngentu. Ale nawet najbardziej proamerykanscy sprzymierzency USA w Iraku nie zamierzaja tam pozostac zbyt dlugo.W wypowiedziach przedstawicieli wladz polskich slychac wyraznie nute niepokoju, ze ofiary w ludziach, których udzialem sa przede wszystkim zolnierze amerykanscy, moga dotknac równiez polskich zolnierzy. Juz teraz wiadomo, ze nie ma mowy o zwiekszaniu liczebnosci polskiego kontyngentu. Bedzie on raczej malal. Zatem skoro Polacy przestaja powoli wierzyc w popieranie w tej wojnie Ameryki, skoro Hiszpanie przestraszeni zamachami terrorystycznymi w Madrycie moga wycofac sie z Iraku lada chwila, skoro Japonczycy, którzy po bardzo dlugich deliberacjach wyslali do Iraku niewojskowy kontyngent, a teraz tego zaluja, bo iracki ruch oporu uprowadzil obywateli japonskich domagajac sie wycofania Japonii z Iraku, skoro Francja i Niemcy nie chca slyszec o jakimkolwiek zaangazowaniu sie w Iraku, a Rosja po cichu zaciera rece z zadowolenia patrzac na serie porazek Amerykanów w Iraku.
Na kogo Ameryka moze liczyc w rozwiazaniu konfliktu, w zaprowadzeniu pokoju i wzglednej demokracji w Iraku?. Koncepcja miedzynarodowej proamerykanskiej koalicji na szersza niz obecna skale, to propozycja, która dobrze prezentuje sie na papierze i w dyskusjach polityków. Jednak w rzeczywistosci Ameryka moze liczyc tylko na siebie. Co nie jest tak do konca grozne i zle, bo jezeli Stany Zjednoczone potrafia dopiac w Iraku swego – zgasic opór fundamentalistów islamskich, i zaprowadzic tam pokój i demokracje, czyniac z Iraku platforme intersów amerykanskich na Bliskim Wschodzie to wówczas sukces bedzie nalezal wylacznie do Ameryki, która nie bedzie musiala sie nim z nikim dzielic. Prezydent Bush przekonuje, ze w sukces w Iraku nalezy wierzyc. Zobaczymy.