Nie umilkly jeszcze echa wyborczego triumfu Baracka Obamy, jak do prezydenta-elekta – przygotowujacego sie do przejecia wladzy – kierowane sa postulaty dotyczace jego polityki. Wiadomo, ze w krajowych, amerykanskich sprawach bedzie dominowalo zagadnienie dotyczace uzdrowienia mocno niedomagajacej gospodarki. Co do polityki zagranicznej to lista zyczen ze strony zagranicznych rzadów jest znacznie dluzsza. Jezeli chodzi o Polske to wiadomo, ze ze strony prezydenta-elekta Obamy w czasie jego krótkiej, kurtuazyjnej rozmowy z prezydentem Lechem Kaczynskim nie padly konkretne postulaty czy obietnice. Choc czesc polskich mediów podala za kancelaria prezydenta Kaczynskiego, ze w rozmowie telefonicznej obu polityków Obama powiedzial, iz "projekt obrony antyrakietowej bedzie kontynuowany". Zaraz potem starszy doradca prezydenta-elekta Denis McDonough oglosil oswiadczenie dementujace ten fragment komunikatu: "Prezydent Kaczynski poruszyl sprawe obrony antyrakietowej, ale prezydent-elekt Obama nie podjal zadnych zobowiazan na ten temat" – czytamy w oswiadczeniu McDonougha. Przy okazji media w USA przypominaja, ze Obama zawsze byl sceptyczny wobec planów tarczy w Polsce i podkreslal, ze srodki na jej budowe powinny byc przyznane dopiero, gdy system zostanie sprawdzony pod katem niezawodnosci. Na krótkiej liscie polskich zyczen pod adresem prezydenta-elekta znajduje sie tez wysuwany od lat postulat, by wreszcie Waszyngton zniósl wizy dla Polaków. Przed wyborami Obama popieral te sprawe. Na pierwszym miejscu listy zagranicznych wyzwan nowego prezydenta znajdzie sie bezsprzecznie Irak. Dobrze pamietamy przedwyborcze obietnice Obamy, ze jako prezydent spowoduje szybkie wycofanie wojsk amerykanskich z Iraku. Obserwatorzy twierdza, ze zadne radykalne rozwiazanie nie moze tu wchodzic w gre. Stawka jest zbyt wysoka, a jest nia ryzyko wywolania wojny regionalnej na Bliskim Wschodzie. USA to nie Polska, która mogla wyjsc z Iraku, ponoszac z tego tytulu tylko niewielkie konsekwencje utraty szans na zawiazywanie stosunków gospodarczych z odbudowujacym sie panstwem.
Czy w ciagu czterech lat nowej prezydentury uda sie zakonczyc ten proces na tyle, by USA mogly pozbyc sie problemu irackiego? Jest na to szansa, ale chyba pod warunkiem, ze nowy prezydent przez ten czas zmontuje odpowiednia miedzynarodowa komisje pod egida ONZ dla oslony kruchej panstwowosci irackiej, zagrozonej napieciami miedzy kurdami, sunnitami i szyitami. Jeszcze powazniejszym wyzwaniem dla nowego prezydenta bedzie Afganistan, z którym nie mozna sobie poradzic tradycyjnymi metodami wojskowymi. USA raczej nie pozbeda sie tego problemu w ciagu czterech lat nowej prezydentury. Zwykle zwiekszanie obecnosci wojskowej to tylko pólsrodek. Tymczasem w Afganistanie konieczna jest radykalna zmiana strategii z wojskowej na uniwersalna i zmiana priorytetów z wojskowych na pozawojskowe. Wizje zmierzajaca w tym kierunku ma gen. Petraeus, nowy szef Dowództwa Centralnego, który odniósl ostatnio sukcesy w Iraku. Jezeli Obama uzyskalby wystarczajaca przychylnosc polityczna ze strony calej spolecznosci miedzynarodowej i wsparcie pozamilitarne (glównie gospodarcze), to byc moze udaloby sie za kadencji nowego prezydenta doprowadzic Afganistan do sytuacji podobnej do tej, jaka jest dzisiaj w Iraku. Po sukcesie w Iraku i ewentualnym sukcesie w Afganistanie gen. Petraeus wyróslby w USA na drugiego Eisenhowera, z bardzo realnymi szansami na prezydenture w przyszlosci. Jednakze nadzieje na szybki sukces afganski sa bardzo nikle. Brak jest jakichkolwiek przeslanek ku temu, by spolecznosc miedzynarodowa okazala jednolita przychylnosc polityczna dla wspólnych wysilków wobec Afganistanu. Obecny kryzys finansowy co najmniej na pewien czas przekresla takze szanse na powazniejsze zaangazowanie gospodarcze swiata w tym kraju. Dlatego konferencja miedzynarodowa na temat Afganistanu, jaka zapewne bedzie chcial zorganizowac nowy prezydent USA, niewiele moze wniecc pozytywnego.
W rezultacie nowy prezydent najprawdopodobniej bedzie musial ograniczyc sie jedynie do zmian – razem z NATO – wojskowej strategii wobec Afganistanu i nastawic sie na dlugi proces stabilizowania tego kryzysu. Obok obietnic wycofania wojsk z Iraku i ustabilizowania Afganistanu Barack Obama przyrzekl w trakcie kampanii, ze spotka sie – bez zadnych warunków wstepnych – z nastawionymi antyamerykansko zagranicznymi przywódcami jak prezydent Iranu Mahomoud Ahmadinezad, prezydent Venezueli Hugo Chavez czy kubanski dyktator Raul Castro. Czy faktycznie dojdzie do realizacji TEJ obietnicy? Niekoniecznie, odpowiadaja eksperci. Kiedy Obama powiedzial o tym – a bylo to jeszcze przed prawyborami – zetknal sie z natychmiastowa krytyka swych oponentów i do sprawy nie wracal. Wytknieto mu brak doswiadczenia, bo takie spotkania moglyby zostac wykorzystane przez strone przeciwna do celów propagandowych. Ktokolwiek zostanie szefem amerykanskiej dyplomacji w administracji Baracka Obamy na pewno bedzie odradzal mu organizowanie takich spotkan tylko dlatego, ze w czasie kampanii wyborczej zlozyl on taka obietnice. W polityce zagranicznej organizuje sie spotkania przywódców swiatowych w okreslonym celu. Ale spotkanie z wrogo nastawionymi do USA szefami panstw czy rzadów bez warunków wstepnych i bez blizej okreslonego celu, tylko dlatego, ze w czasie kampanii Barack Obama zlozyl taka obietnice – nie mialoby wiekszego sensu. Tak wiec zapewne równiez i ta obietnica przejdzie do historii jako nigdy nie zrealizowany argument w walce politycznej.