Pieniądze torują drogę do Białego Domu

8 maja 2015

Barack Obama i Mitt Romney różnią się od siebie poglądami i strategią polityczną, ale obaj są jednakowo przekonani, że do zwycięstwa potrzebne są pieniądze, dużo pieniędzy. Nie przypadkowo Amerykanie wierzą, że wygrywa ten, kto ma więcej, a dawanie datków na kampanię wyborczą to forma głosowania. Gdy chodzi jednak o sposób wydatkowania funduszy kampanijnych to Obama i Romney znowóż się różnią. Obama i jego sztab są przekonani, że skuteczniejsze jest długofalowe oddziaływanie na wyborcę. W związku z tym fundusze wyborcze na szalenie drogie, ale skuteczne, reklamy telewizyjne zaczęli wydawać już u zarania kampanii. Natomiast Romney i jego ludzie są ostrożni, by nie spożytkować funduszy zbyt wcześnie, bo będą potrzebne najbardziej w finale kampanii. Według danych Federal Election Commission, od końca ubiegłego roku do 30 czerwca roku bieżącego Barack Obama i demokraci wydali około 400 milionów dolarów na kampanię wyborczą, w tym aż 86 milionów dolarów na reklamy. Obama bije pod tym względem rekordy, gdyż wydaje więcej pieniędzy i szybciej niż którykolwiek z prezydentów, którzy ubiegali się o reelekcję. Poza reklamami pieniądze idą na uruchomienie terenowych biur kampanijnych, nowoczesną technologię wykorzystywaną dla potrzeb kampanii, a także na subsydiowanie stanowych struktur partyjnych demokratów z zadaniem wyszukiwania i rejestrowania nowych, przychylnych demokratom wyborców.

 

Pieniądze idą też na ankiety badające notowania obu kandydatów, na reklamy w internecie, a także na programy komputerowe pozwalające przekształcić wolontariuszy, pracujących na rzecz kampanii Obamy, w zdyscyplinowaną armię działaczy, których naczelnym celem będzie torowanie drogi do reelekcji Baracka Obamy. Na niespełna miesiąc przed konwencjami wyborczymi obu partii taktyka Obamy w wydawaniu kampanijnych funduszy jest poddawana testowi. Jego przewaga, liczona w milionach dolarów zgromadzonych pieniędzy, wyparowała. Teraz to republikanie mają więcej pieniędzy niż mieli demokraci u zarania kampanii. I to Mitt Romney, wspierany przez konserwatywne komitety akcji politycznej, może sobie pozwolić na liczne reklamy telewizyjne, dające odpór reklamom sponorowanym przez Obamę. Prezydent potrzebuje napływu gotówki, by pokryć galopujące wydatki, których nie są w stanie zaspokoić pieniądze pochodzące z bieżących datków. Tylko w czerwcu bieżącego roku sztab wyborczy Obamy wydał 70,8 mln dolarów z czego ponad połowę na reklamę. W związku z tym doradcy Obamy byli zmuszeni do zaplanowania dodatkowych imprez typu fundraiser z udziałem prezydenta w celu zebrania tak potrzebnych pieniędzy. O ból głowy przyprawia demokratów fakt, że republikanie zbierają więcej. Sztabowcy Obamy są jednak przekonani, że ich strategia polegająca na wczesnym rozpoczęciu kampanii i wsparciu jej od samego początku sporymi sumami do przekonania niezdecydowanych wyborców, zda egzamin w listopadzie podczas wyborów.

PARTNERZY