Sierpien to miesiac wakacji. Choc niekoniecznie w Ameryce, bo tu wszyscy pracuja bez ogladania sie na kalendarz. Ale juz w Europie jest inaczej pod tym wzgledem. Duze miasta wyludniaja sie w sierpniu. Czy byliscie Panstwo w sierpniu w Rzymie? Gorac jest tam wtedy wsciekly, slynne wloskie lody topia sie juz po kilku sekundach i na kazdym kroku slyszy sie wszystkie jezyki swiata tylko nie wloski. Rzymianie zwykli mawiac, ze w sierpniu w Rzymie zostaja tylko szczury i… turysci. Papiez wyjezdza -jak wiadomo – do Castel Gandolfo. A glowy europejskich panstw i rzadów tez uciekaja na prowincje, i to najczesciej na swojska. Bo to patriotyczne i stanowi dobra reklame dla krajowej turystyki. Polski prezydent wypoczywa na Helu, gdyz tam znajduje sie prezydencki osrodek wypoczynkowy. W tamtejszym osrodku wakacje spedzali Aleksander Kwasniewski i Lech Kaczynski. Rezydencje Prezydenta RP odwiedzili równiez, podczas swoich wizyt w Polsce, m.in. kanclerz Angela Markel i prezydent George W. Bush. Wloscy politycy odpoczywaja we Wloszech, francuscy we Francji… no niekoniecznie… we Francji. Tak sie zlozylo, ze w tym miesiacu prezydent Francji Nicolas Sarkozy wynajal dom w New Hampshire, który – tak sie zlozylo – polozony jest calkiem niedaleko Kennebunkport, posiadlosci rodziny Bushów w stanie Maine, gdzie wypoczywa prezydent George W. Bush. Obaj panowie spotkali sie tam w porze lunchu. Dziennik "Le Monde" nazwal cale wydarzenie "oznaka francusko-amerykanskiego "ocieplenia". Pod wieloma wzgledami podróz do Stanów Zjednoczonych byla dla Sarkozy’ego ryzykowna – jak to: nowo wybrany francuski prezydent jedzie na swój pierwszy urlop do dalekiej Ameryki, duchowej ojczyzny "anglosaskiego" kapitalizmu? Nowy premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, wybral bezpieczna opcje. Udal sie do Dorset, gdzie obserwowuje przygotowania do olimpiady w 2012 roku. Potem jedzie do Szkocji. Ani w jednym ani w drugim przypadku wybór nie byl oczywiscie przypadkowy. Sarkozy z jednej strony oglosil koniec chlodnego okresu w stosunkach francusko-amerykanskich, z drugiej zas zwrócil uwage na to, w jaki sposób zwykl spedzac wakacje jego poprzednik. Jacques Chirac, który chetnie jezdzil na Mauritius, chetnie zabieral ze soba kilkunastoosobowa swite i wydawal na swój urlop astronomiczne kwoty, z których juz dawno musialby sie tlumaczyc przed organami sprawiedliwosci, gdyby nie to, ze chronil go prezydencki immunitet. Brown tymczasem wybral skromne wakacje w ojczyznie chcac wyraznie odróznic sie od Tony’ego Blaira. Podczas swych rzadów byly premier zaczynal od Toskanii, potem odwiedzil Sardynie, by w koncu znalezc sie w Poludniowej Florydzie, w domu Robina Gibba, jednego z zespolu Bee Geesów. Wczesniej panstwo Blair zwiedzili tez Barbados, gdzie podejmowal ich znany gwiazdor popu Cliff Richard. Tamten urlop mial pozostac tajemnica. Teoretycznie chodzilo o to, aby uchronic pierwsza pare przed surferami-samobójcami. W rzeczywistosci jednak chciano uniknac zlosliwej krytyki (i zazdrosci) rodaków, którym nie dane jest korzystac z hojnosci gwiazd. Tymczasem chodzenie po górach Szkocji ksztaltuje charakter i jest w Wielkiej Brytanii powszechnie aprobowanym sposobem spedzania wolnego czasu.
Mozna by wiele mówic o coraz wiekszym politycznym i spolecznym znaczeniu tego, w jaki sposób glowy panstw spedzaja wakacje. Rosyjski prezydent, wzorem carów i partyjnych dygnitarzy, jezdzi do daczy nad Morzem Czarnym. Niemców nie obchodzi to, dokad jezdzi Angela Merkel, za to sporo pisze sie tam o tym, co pani kanclerz ma na sobie podczas wypoczynku (ostatnio zalozyla workowata koszule, spodnie od dresu i sportowe buty). Amerykanie wola pozartowac sobie na temat czasu trwania prezydenckich wakacji: "Piec tygodni, to dlugi urlop. Wyglada na to, ze i w tym przypadku prezydent nie ma strategii powrotu", stwierdzil w swoim programie David Letterman. Bardziej interesujace jest jednak to, dlaczego wlasciwie tak chetnie zajmujemy sie tym tematem. Niewatpliwie wzrost zainteresowania urlopami polityków ma zwiazek z tym, ze wielu dziennikarzy jezdzi za prezydentami czy premierami, a ilez mozna pisac o facecie, który wyleguje sie na lezaku. Dzisiejsi politycy wykorzystuja swoje wakacje do celów symbolicznych, które kiedyc nie przyszlyby nikomu do glowy. Dawniej brytyjscy premierzy jezdzili do swoich domków letniskowych, liderzy francuscy wypoczywali nad morzem Sródziemnym, amerykanscy prezydenci wracali do swych rodzinnych domów. Nie bylo wówczas nikogo, kto zasugerowalby – jak to mialo miejsce w przypadku Billa Clintona – ze z politycznego punktu widzenia Jackson w stanie Wyoming byloby wlasciwszym miejscem niz wyspa Martha's Vineyard. Nikomu nie przychodzilo wówczas do glowy, zeby w ramach walki o polityczne punkty wybrac Szkocje, a nie Barbados. Pod tym wzgledem jednak politycy staja sie podobni do nas. Dawno temu brytyjscy arystokraci jezdzili do swych wiejskich posiadlosci, a pozostali obywatele wypoczywali w Brighton albo Blackpool. Amerykanie jezdzili do pobliskich kurortów, chicagowianie do Wisconsin Dells, a nowojorczycy do Ocean City, czasem pozwalajac sobie na cos ekstra, jak chocby wyjazd do parku Yellowstone. Obecnie, w czasach kompleksowych uslug turystycznych i tanich linii lotniczych, coraz wiecej ludzi ma przynajmniej teoretyczny dostep do egzotycznych wakacji. Reklamy sa wszedzie. Wszedzie tez sa ci, którzy chcieliby jeszcze wiecej podrózowac. Kiedy premier korzysta z darmowej gosciny, a prezydent odpoczywa dlugimi tygodniami, mozemy byc im jednakowo zyczliwi, albo jednakowo sie na nich zloscic. Nic wiec dziwnego, ze frontem zacieklych dzialan speców od wizerunku polityków staly sie plaze: wakacyjne wyjazdy u wszystkich wywoluja gorace emocje, zwlaszcza w sierpniu.