Wakacje zawsze się kończą, prawda? Moje właśnie minęły. Australia nadal robi wrażenie. Jest zjawiskowo piękna. Zmienia się, bo wszystko się zmienia. Sklepy z muzyką są coraz bardziej ubogie. Jak wszędzie na świecie. Ale i tak udało mi się kupić trochę nowości. Nowa płyta kosztuje 19.99. W dolarach australijskich. To i tak nieźle, bo pamiętam czasy, kiedy za nową CD trzeba było zapłacić 27 dolarów. Winyle są jeszcze droższe. Ale ja już zostanę przy płytach kompaktowych. Bo co bym zrobił z tymi, które mam? Nie będzie u mnie zmiany w tym względzie. Lubie słuchać muzyki z kompaktów. Teraz mam jeszcze więcej czasu na słuchanie, bo jetlag budzi mnie o 4 rano. Tak będzie pewnie jeszcze kilka dni. Zdążę przesłuchać wszystko, co przywiozłem. A co zobaczyłem tym razem? Kilka miejsc ulubionych i kilka takich, które odwiedziłem pierwszy raz. Zacząłem od Sydney, potem Cairns, Canberra, Uluru, Melbourne, Yarra Valley, Hobart i kilka innych miejsc na Tasmanii. W drodze powrotnej jeszcze Blue Mountains i znowu Sydney. Piękna podróż. Ale ile zdjęć? Będzie się czym chwalić na blogu. Zapraszam. A teraz już pora wracać do pracy. Za 6 tygodni Boże Narodzenie. To może już pora sięgać po „piosenki z dzwoneczkami”? A jeszcze kilka dni temu w Sydney było prawie 30 stopni Celsjusza. Jakoś sobie muszę z tym poradzić. Byle tylko mnie nie przeziębiło… (14.11.16)