Piekna pogoda, slonce gorace, troche przed sezonem… W sam raz na zwiedzanie miasta. Downtown w Sydney jest piekne. To fakt. To widac na zdjeciach. Pociag w strone miasta z Hurlston Park do Circular Quay jedzie jak zwykle pól godziny. Czas na SMSy do kraju. Kiedy wysiadam z pociagu juz widze gmach Opery i Harbour Bridge. Dwa znaki rozpoznawcze Sydney. Ide najpierw do Opery. Kazdy chyba tak robi. Dalej do parku. Tam ciagle wiosna, bo wszystko budzi sie do zycia, Jacarandy kwitna jak szalone. Upal… Slonce daje ostro. Bez czapeczki sie nie da. Mam juz tutaj swoje ulubione miejsca. Siadam zawsze na tej samej laweczce. Maja tutaj piekny zwyczaj. Kazdy moze ufundowac swoja lawke w parku kolo Opery. Moze trzeba o tym pomyslec? Park zyje, bo biegacze (kazdy inaczej, znowu rymuje…), bo turysci, bo wycieczki szkolne. "Bardzo przyjemne miasto" (to akurat z "Czterdziestolatka"). Spod Opery ide do Darling Harbour. To kilka kilometrów marszu po miescie, ale ja to uwielbiam. Po drodze Virgin Mega Store. Tam reklamuja nowy album Eagles. Mozna sie zapisac. No ciekawe… Tutejsze rockowe stacje ostro graja "How Long", singlowa zapowiedz albumu. To przy okazji napisze, ze w niedziele zostana tutaj przyznane Australijskie Nagrody Muzyczne "Aria". Wsród nominowanych miedzy innymi: Powderfinger, Missy Higgins, Siverchair i The John Butler Trio. Tych artystów znam. Innych nie, ale przywioze do Polski ich nagrania. W Darling Harbour koniecznie Starbucks, kilka ladnych fotek i… deszczyk. Taki wiosenny, jak nasz majowy. Pora wracac do Dulwich Hill, tutaj mieszkaja Piraci. Z Krzychem jeszcze na zakupy do spozywczaka. Trzeba swietowac! Jest co…(2007/10/22)