Nasi sąsiedzi z tygla narodów w Wietrznym Mieście punktują u nas różne cechy. Dobre i złe. Wśród tych dobrych, najwięcej punktów przyznają naszym zupom. Kiedy w skromnych warunkach pierwszej, własnej kuchni przyrządzaliśmy kiszoną kapustę do bigosu, Amerykanie z sąsiedztwa… zatykali nosy. Czasem ktoś z nich pytał, czy jedzenie, którego woń wydaje się im niemiłym zapachem, jest bezpieczne dla zdrowia. Nie jeden raz spoglądaliśmy na naszych sąsiadów ze zdumieniem, gdy podczas długiego weekendu, od piątku do poniedziałku potrafili zamawiać wyłącznie pizzę, piwo i chipsy. Pytali potem o specyfiki przeciw wzdęciom lub innym dysfunkcjom układu pokarmowego.
Kiedy poczęstowaliśmy ich gołąbkami z kaszą i mięsem w sosie grzybowym, to wpraszali się na poczęstunek kilka razy. W końcu trafili na naszą golonkę z grilla. To były ciekawe doświadczenia. Szczęśliwie zmieniliśmy mieszkanie. Nasi następni sąsiedzi długo nie mogli przekonać się do kulinarnych aromatów: kapusty, flaczków lub podrobów. Teraz sami promują zdrowe odżywianie. Jednak amerykańskie, współcześnie funkcjonujące kubki smakowe chętnie przyswajają koreański przysmak z kapusty, kimchi. Nas nie trzeba zachęcać do zwykłej kiszonej kapusty. Kto poznał obydwa przysmaki, ten nie ma wątpliwości, która z tych potraw jest zdrowsza i smaczniejsza. Podobnie bywa z zupami na bazie świeżych warzyw czy owoców, bez konserwantów, zabielania mąką i innymi dodatkami. Naszego żurku, szczawiowej, kartoflanej lub kalafiorowej z koperkiem, nie sposób porównać nawet z tutejszym kremem z brokułów. Chłodnik warzywny lub owocowy smakuje wybornie nie tylko latem. Ostatnio przypomnieliśmy naszym amerykańskim smakoszom, jak walczyli przed laty o rekomendację, aby swoim głodomorom polecić raptem dwie zupy: pomidorową i grzybową. Pierwsze dostawy wekowanej pomidorowej z New Jersey, rozpowszechnili w 1869 roku. Natomiast od 1897 r. reklamują te zupy w puszkach. Stąd pochodzi inspiracja artysty Andy Warhola, który w 1962 r. zadebiutował obrazami Campbella „Puszki z zupą” w galerii sztuki Ferus w Los Angeles. Gdyby naszym, polonijnym producentom umożliwić podobną do amerykańskiej promocję najlepszych w świecie zup, to różnorodność tych potraw odniosłaby zbawienny wpływ na zdrowotność społeczeństwa tego kraju. Narazie specjały te degustujemy we własnym gronie, szczególnie latem, na piknikach. Znane aromaty placków ziemniaczanych lub wędzonej kiełbasy doprowadzą do podmiejskich plenerów nie jednego rodaka. Także tych, którzy turystycznie wizytują Wietrzne Miasto. I jeszcze jeden szczegół, Andy Warhol, to artysta o słowiańskich korzeniach.
BARBARA MARTA ŻMUDKA