Tym retorycznym pytaniem kardynał Francis George rozpoczął procesję Drogi Krzyżowej w Wielki Piątek, w sercu Wietrznego Miasta. Procesja wiodła kilka mil od Daley Plaza do Katedry Św. Imienia. Ruchem pojazdów kierowali sprawnie chicagowscy policjanci. Było słonecznie ale zimno. Od jeziora Michigan wiał lodowaty wiatr. Pieśni chóralne, wykonywane w kilku językach zostały nagłośnione, podobnie recytacje poezji sakralnej, odbierane w skupieniu przez uczestników procesji. Pielgrzymi pokonywali przystanki mające symbolizować stacje drogi krzyżowej na Golgotę. Jego eminencja kardynał Francis George przypomniał symbolikę krzyża, podkreślił, że bez krzyża, cierpienia i odkupienia przez Jezusa nie byłoby Zmartwychwstania, a zatem nadziei. To dzięki bożej miłości, dzięki miłosierdziu Człowiek może pokonywać trudy życia. W procesji uczestniczyli mieszkańcy aglomeracji chicagowskiej.
Przybyli Azjaci, Latynosi, Europejczycy. Nikt nie udawał straznika, Szymona Cyrenejczyka, Matki Boskiej, ani samego Jezusa. Ochotnicy rozdawali broszury z tekstami i nutami pieśni sakralnych. Pomocnik Jego Eminencji niósł krzyż, może nie tak wielki jak w Świątyni ale solidny, widoczny. Dominował nastrój skupienia. Media starały się pracować bez hałasu. Podobnie służby porządkowe, policjanci, ochotnicy. Błogosławionego Jana Pawła II wspominał kardynał George. Druk modlitwy z Jego fotografią, a także modlitwę Św. Siostry Faustyny Kowalskiej, można było otrzymać już na Daley Plaza. Czy za rok doczekamy podobnej uroczystości? Powinno nas być wiecej. Nas, rodaków także.