Minął kwiecień i zjazd noblistów, teraz maj, za nami spotkanie przedstawicieli paktu NATO w Chicago. Są to niezwykle prestiżowe zjazdy gości zaproszonych, choć nie brak zwykłych turystów, wśród których grupy protestujące przyciągają uwagę bardziej niż program obrad, ścisle tajny nawet dla organizatorów. Najwyższe instancje podjęły środki ostrożności w każdym zakresie. Jednak wszystkich, bez względu na poglądy trzeba przyjąć, nakarmić, napoić, zapewnic rozrywkę i posprzątać po ich pobycie. Zainteresowanie rodaków żyjących w Wietrznym Mieście konkretyzuje się na chęci zapewnienia gościom jedzenia, picia i wyposażonego w atrakcje, wygodnego dachu nad głową. Rodacy, gdziekolwiek żyją, słyną z niekłamanej gościnności. Z południowej strony miasta zapobiegliwi gospodarze już na przednówku udali się w okoliczne tereny farmerskie. Kupowało się okazyjnie dorodnego świniaka albo inne zwierzę już po uboju. Wystarczyło je oprawić, zapeklować, uwędzić i przechować. Nie jest problemem aby smaczną polish sausage zaoferować zgłodniałym turystom. Żona pana Prezydenta USA zachęca do produkcji żywności organicznej. Pracuje w przydomowym ogródku, walczy o zdrową żywność dla dzieci, utuczonych na fast food. Ogródek to szczególny, wypielęgnowany, w samym centrum stolicy, jest do czego zachęcać. Nasi rodacy, gdziekolwiek sie znajdują, pokoleniowo pielęgnują wiedzę nie tylko o produkcji zdrowych oscypków czy żętycy. W Chicago naturalne pyszności kojarzą sie z kotletem po zbójnicku, kwaśnica, moskolami. Jednak „nie samym jadłem peregrynacje w świecie stoją”.
Trzeba ulżyć spragnionym turystom i częstować ich dobrym swojskim napitkiem. Napoje pędzi się według rzetelnie sprawdzonych przepisów. Tradycja tej produkcji nie ma sobie równych, nie tylko w okolicach Łącka, koło Nowego Sącza, znanego śliwkowego zagłębia. To, co może udać się gaździnie na południu Chicago, trudniej bywa osiągalne w północnych powiatach. Na przykład w Carry miejscowa władza zakazała mieszkańcom hodowli drobiu. Na własnej działce hobbyści nie mogą trzymac żywego koguta, ani kury, natomiast żywy gad, nie zawsze egzotyczny ma pierwszeństwo. Zakaz zakazem a żyć trzeba. Przy właściwej diecie wskazany jest proporcjonalnie do innych składników, świeży, naturalny nabiał. Nic dziwnego. Nabiałową smakowitością, taką jak jajecznica na swojszczyźnie przybysze mogą zwalczać trudy wielogodzinnych obrad i porannych niedyspozycji. Na niewielką acz z pewnością korzystną skalę wciąż jeszcze można pożyć w niektórych częściach aglomeracji Wietrznego Miasta. Po pierwszym galonie degustacji efekt promocji jest oczywisty. Potem czas i miejsce na kolektory słoneczne, utylizacje i biodegradacje, a nade wszystko udrożnioną kanalizację, o dobrej, czystej wodzie nie wspominając bo to oczywiste. Przygoda może mieć finał jak w utworze zmodyfikowanym satyrycznie: „jadą goście jadą koło mego sadu, do mnie nie przyjadą bo… nie mam wygódki”!