14 sierpnia 1935 r. – równo 80 lat temu Prezydent USA Franklin Delano Roosevelt sygnował dokument, znany po dzień dzisiejszy jako social security act. Jak wiele funkcji, na ten akt przekonali się Amerykanie z urodzenia i z naturalizacji. Na podstawie tego aktu osoby uprawnione mogą otrzymać m.in. wsparcie finansowe szczególnie w okresie jesieni życia, także pomoc w przypadkach kalectwa i dla członków najbliższej rodziny, po spełnieniu kilku warunków. Pieniądze, szczególnie zgromadzone w dużej ilości stanowią pokusę do wykorzystania przez i na rzecz bardziej potrzebujących niż ci, którzy je zaoszczędzili. Tak się dzieje w przypadku pożyczek pobieranych przez rządzących z tego funduszu, na wyłącznie ważne cele. Pożyczki te powinny być zwracane terminowo i z odsetkami. Jak jest w praktyce, wiedzą ci, którzy pobierają świadczenia zazwyczaj niższe od deklarowanych. Jak reagują ludzie młodzi, którym marzy się dobre wynagrodzenie tu i teraz, a nie w przyszłości, bo do jesieni życia dalej niż do kraju, w którym umowy o pracę nazywane śmieciowymi, nie gwarantują żadnego zabezpieczenia ani na teraz ani na przyszłość. W Stanach posiadanie numeru social security jest gwarancją łatwiejszego życia, choć od kilku lat zaczyna nam przybywać innych ułatwiaczy; obowiązkowe kody każdej niemal transakcji online niczego nie zabezpieczają ale bez kodu nie dasz rady, potrzebne są rejestratorki kodów ale to temat na inną przyprawę. Rodacy w Chicago nieźle radzą sobie z ilością zakodowanych informacji. Wystarczy na pytanie o hasło dostępu wpisać: "Zośka", "Giewont", "ceper" albo "kierpiec", "uoscypek", "zentyca" a już mamy komunikat o pożądanym stopniu trudności w uruchomieniu treści online. I właśnie o to chodzi aby uniemożliwić lub chociaż utrudnić dostęp osobom trzecim, hakującym codziennie nasze zapisy, szczególnie dotyczące kont bankowych, kart kredytowych czy stanu zdrowia. Nie unikniemy dzikiej inwigilacji ale zawsze można zmniejszyć jej skalę. Ten rodzaj przestrogi dotyczy także tych, którym wciąż wydaje się, że w Wietrznym Mieście można żyć bez komputera, numeru social security, bryndzy/bunca i znajomości języka angielskiego.