Lato już w pełni, trwa sezon ogórkowy. Zdawałoby się, że latem jesteśmy odporni na depresję. Mamy więcej słonecznych dni, a więc czas na dobre samopoczucie. Nic bardziej błędnego.
Dostrzeganie niekomfortowych punktów codzienności, to druga natura wielu rodaków w Wietrznym Mieście. Na co narzekamy latem? Na wzrastające temperatury. A przecież jak jest lato, to musi być cieplej niż w każdej, innej porze roku. Na drogach coraz więcej pojazdów, coraz dłużej czekamy i narzekamy. A przecież każdy, w końcu dociera do miejsca przeznaczenia. Mało kto lubi swojego sąsiada. A sąsiad też człowiek i chce żyć. Narzekamy na poniedziałki, tak jakby każdy, inny dzień był oazą szczęścia od rana do wieczora. Narzekamy na wzrost cen towarów i usług, na niskie wynagrodzenie za pracę, na szefa, jego zastępcę na kolegów. Na niezrozumienie w związku narzekają osoby zajęte, podobnie jak pozostający w samotności z własnego wyboru. Wiele powodów do narzekania mają osoby wychowujące dzieci, podobnie jak bezdzietni. Narzekamy na dowódców, a dowódcy na podległy personel. Narzekamy na program telewizyjny, radiowy a nawet na piosenki i na programy spotkań w plenerze lub przy grillu. Do narzekania każdy temat jest dobry. Natomiast do pochwał już nie. Dlaczego? To, co dobre, korzystne, miłe a więc dobra, zaradna żona, dobry, kochający mąż, grzeczne dzieci, życzliwe koleżeństwo w pracy czy w sąsiedztwie, to wszystko nam się należy! Jeśli tak sobie ponarzekamy, to czy poprawia się nam samopoczucie? Czasami tak, częściej nie. Jesteśmy najbardziej kreatywni na planecie, potrafimy znaleźć przysłowiową dziurę w całym albo „igłę w stogu siana”, nie mówiąc o „włosku u bliźniego, a belce w obiekcie własnym”?. Przecież Amerykanie też potrafią nieźle narzekać. Ale nie są tak kreatywni jak my, często wybierają łatwiznę, aby się nie przejmować. Najczęściej udają stan „happy”, ale my nie damy się na to nabrać. Tyle, że uśmiechają się. Ale jaki to uśmiech? Grymas i tyle. Czasem wydaje nam się, żeby ogarnąć, opanować, przekształcić coś niekorzystnego w pozytyw. A po co? Kiedyś klasyk satyry tak mówił: gdzieś między Wisłą, Odrą i Nysą, to najmądrzejsze ze wszystkich my som!