Plac niewolnika pod ścianą płaczu

19 lutego 2023

W naszym wspomnieniowym cyklu z życia Polonii w Wietrznym Mieście, poczesne miejsce zajmuje plac niewolnika wraz ze ścianą płaczu na Jackowie. Czy kiedyś dowiemy się kto był tam pierwszym niewolnikiem? Kto zniewala, a kto dzisiaj zasługuje na miano współczesnego niewolnika? W końcu lat 80. ubiegłego wieku, w Wietrznym Mieście tam, gdzie ulica Belmont przecina ulicę Milwaukee znajduje się stacja benzynowa. Kto miał auto, potrzebował paliwa. Kto go nie miał, potrzebował zarobić, aby kupić. Przy zakupach paliwa na stacji spotykali się rodacy. Poszukiwanie pracy tuż po przylocie z Polski kojarzyło się wówczas z bólem głowy o przyszłość. Gdy przyjechał van z drabinami, co najmniej kilku poszukujących pracy oblegało kierowcę. Za robotą rozglądał się każdy, kto chciał żyć i wysłać rodzinie do Polski kilka cennych „obrazków z prezydentami”. Na pytanie o zawód, zainteresowany pracą przyrzekał, że potrafi wykonać każde zlecenie. I choć pierwszy raz słyszał niektóre nazwy, to już po kilku dniach wyczekiwania na placu, takie pojęcia jak: sendowanie, peciowanie, plumbing, czy drajłol (drywall) tubajfor, albo skrudrajwer (screwdriver) stawały się bliższe niż jezioro Michigan Stanowi Illinois. Kontraktor z autem, z drabinami przeważnie “robił w budowlance”. Jeśli potrzebował ludzi do pracy, był jak panisko dla niewolnika. Taki kontraktor na szyi nosił żółty łańcuch, który udawał złoto, na palcu miał sygnet, a w oczach pogardę dla otoczenia. Chciał, to pokazał czasem ludzką twarz. Po całej dniówce roboty na dachach w upalny, letni dzień rzucił ekipie parę dolarów. Czasem odwiózł ich po robocie, innym razem musieli sobie sami radzić. Nie było to łatwe przy odległościach w terenie liczonych “na mile, a nie kilometry”. Przy placu niewolnika okoliczne tawerny zapełniały się rodakami, żebrzącymi o piwo. Gdy kontraktor zapomniał kogo, na ile oszukał, a ofiary rozpoznały osobę paniska, to jego auto, a przynajmniej opony nadawały się do naprawy. Podobne historie załatwiano honorowo, z możliwie minimalnym udziałem stróżów prawa. Mało kto z naszych bohaterów pod stacją paliw mógł pochwalić się legalnym pobytem, zieloną kartą albo amerykańskim obywatelstwem. Wraz z rozwojem techniki, dostępem do telefonów komórkowych, internetu, albo do innych osiągnięć myśli ludzkiej zmienił się rynek pracy. Pracodawcy zaczęli zabiegać o pracownika. Po pewnym czasie przy ścianie płaczu na stacji paliw zapanował język hiszpański. Upływ czasu związany z przebudową, remontem obiektów i samej stacji paliw zakończył przepływ ofert na placu niewolnika przy ścianie płaczu. Stacja paliw jest na tym samym miejscu. Kto miał fart w życiu, nie chce pamiętać o placu niewolnika, rezyduje spokojnie poza Wietrznym Miastem. Kogo los nie oszczędził, ten wie i zrobi wszystko, aby nie powtórzył się stan bezowocnego postoju przy ścianie płaczu na placu niewolnika. Wielu zachowuje do tych spraw stosunek obojętny. Cudze doświadczenie nie boli.

PARTNERZY