Można dużo mówić o polonijnych biznesach w aglomeracji chicagowskiej, jednak o organizacji i kosztach prowadzenia mediów najwięcej wiedzą bajkopisarze. Jak trudna to dziedzina, ile raf, przeszkód czyli schodów trzeba zaliczyć aby zaistnieć i działanie to utrzymać, doświadczają nieliczni. Grupy wybrańców tygodniami dealują ze sponsorami, aby utrzymać połowę lub całą godzinę radiowego programu. Nieliczni z dwiema godzinami pląsów medialnych potrzebują jeszcze więcej czasu, obietnic i niewykonanych zobowiązań aby przetrwać. Najtrudniej jest promować lecznicze specyfiki, szczególnie przydatne sezonowo, ziołowe suplementy. Trzeba przekonać potencjalnych nabywców o skutecznym zastosowaniu tych specyfików w leczeniu niemal wszystkich schorzeń, w tym raka. Na czym polega trudność? Osoba promująca naprzykład lek przeciw anginie, jak mówi "na gardło" powinna mieć głos czysty i dźwięczny. Tymczasem słychać stan niedrożności górnych dróg oddechowych. Jak wierzyć w produkt, który schorzenia nie leczy? W końcu lat 80. ubiegłego stulecia, jeszcze przed transformacją w Polsce rozkwit wśród Polonii w Wietrznym Mieście notował biznes radiowy. Przed tym rozkwitem Polonia mogła śledzić poranny "Łyk kawy i wiadomości" oraz "Godzinę słoneczną". Czy w wyniku transformacji w Ojczyźnie czy z udziałem innych projektów, popularność przebiła realizacja tęsknot rodaków za polskim słowem i muzyką. Czy słowo polskie okazało się brzmieć pięknie czy bodaj poprawne a muzyka bardziej polska, to inna sprawa. Ważne, że osoby rozwijające biznes w kierunku realizacji potrzeb naszych rodaków w Wietrznym Mieście decydowały promować swoje produkty i płacić twórcom medialnym za te usługi. Rodacy ze zrozumieniem reagowali na ogłoszenia o sprzedaży kiełbasy czy pierogów, przekonani, że ich smak musi być lepszy niż u mamy, czy babci. Ogłaszano usługi turystyczne a więc wycieczki, sprzedaż biletów lotniczych a także wysyłkę pieniędzy, jako pomoc rodzinom i bliskim w kraju nad Wisłą. Z możliwości dotarcia do odbiorców korzystali, wzorem amerykańskich instytucji od dawna działacze rozrywkowi, sprowadzając zespoły i artystów z Polski. Niektórzy stawali się zagrożeniem dla miejscowych artystów. Powstawać zaczęly imperia medialne. Oprócz przekazów radiowych na polonijnym rynku medialnym pojawiły się propozycje wizualne, zwane szumnie telewizją choć w skali mikro, co oczywiste, w stosunku do amerykańskich propozycji. Przemysł medialny w Stanach Zjednoczonych, poczynając od Hollywood ukształtował się dzięki talentom, pracy oraz wizji przyszłości polskich emigrantów. Od pewnego czasu polonusi rezydujący w aglomeracji Wietrznego Miasta dowiadują się z niepokojem o wystawieniu na market biznesów, w tym medialnych pewnego potentata medialnego. Czy dojdzie do ich pozbycia w całości czy częściowo? Czy nabywcą okaże się miejscowy zwolennik przemysłu medialnego czy ktoś spoza granic Wietrznego Miasta, ba, Stanu, przekonamy się wkrótce.