Dozynki sa swietem zniwiarzy, rolnikow, gospodarzy, w podziece Opatrznosci za zbiory pozwalajace nie tylko przetrwac ale i pomnozyc dobrobyt. W Polsce, grupy rolnikow, nawet tych niedotowanych, maja okazje pokazac reszcie spoleczenstwa owoce swojej pracy, upomniec sie o pomoc a nawet otrzymac obietnice jej spelnienia. Tradycje swieta plonow rodacy przenosza do miejsc osiedlenia. W poblizu Chicago, w Yorkville, rok w rok spotykaja sie zwolennicy polonijnych dozynek. Ze swieca jednak znalezc by mozna w Wietrznym Miescie rolnika, ktory procz rybek w akwarium, papuzki czy chomika w basemencie, ma swiadomosc czym jest dzisiaj produkcja zywnosci, zarowno zdrowej jak i tej chemicznej, z modyfikacja wlacznie. Modyfikacja jest dzisiaj bardziej popularna niz przed kryzysem. Modyfikuje sie pozyczki, ciuchy, pojecia. Dozynki podchicagowskie sa widowiskiem, rozrywka. Obfituja w dekoracje pelne klosow zboz, ziol i kwiatow, udajacych prawdziwe! Wystepuja zespoly odziane w folkowe kostiumy, sa tance ludowe i ludowa zastawa, jest bochen chleba, bardziej dla dekoracji niz do jedzenia. Sztucce i kubki to wyroby z plastiku, serwetki z papieru a nastroje? Roznokolorowe. Prawdziwi sa ludzie, napoje oraz przyroda, jeszcze zielona ale juz z rosa o brzasku, bo jak mowi stare ludowe przyslowie: od swietej Hanki, chlodne bywaja wieczory i ranki. Urodzone w Ameryce dzieci przybyszow z kraju, ucza sie tych tradycji, celebruja taniec, smakuja potrawy, spiewaja.
Dzieci mowia po polsku tak, jak ich rodzice, dziadkowie, krewniacy. Za jakis czas, gdy dorosna, wyksztalca sie w amerykanskich uczelniach i zechca wystapic publicznie przed rodakami, ich folkowe tradycje mowy czy w pismie budza zaskoczenie u niektorych odbiorcow. Wspolplemiency, bardziej zorientowani w poslugiwaniu sie polskim jezykiem potrafia odroznic przodkow nie jednego mowcy; raz sa to zdobywcy Tatr, innym razem milosnicy Ziemi Lubelskiej, a kiedy indziej „Eciki” z okolic czarnego kiedys Slaska. Trudniej bedzie wskazac korzenie wielkopolskie, tym bardziej, ze emigrantow stamtad jak na lekarstwo. Do Europy z Poznania czy z Wroclawia blizej niz z nie jednego Tomaszowa. I chociaz „piekna nasza Polska cala, piekna, zyzna i niemala” to jednak z amerykanskiej perspektywy swieto plonow ma w Yorkville zupelnie inny wymiar. Ani lepszy ani gorszy, ani bardziej radosny. Narazie w tym dozynkowym "show" nie ma miejsca na „swieto polepszaczy smaku, konserwantow, zageszczaczy, barwnika zywnosciowego”. Kto pragnie modyfikacji, nie bedzie interesowal sie tradycja dozynek, a zyc trzeba, ludzi coraz wiecej, glodnych, niedozywionych takze, im wszystko jedno, czy dostana kukurydze zmodyfikowana genetycznie czy organiczna, byle byla p o z y w n a! Niech swieci sie swieto plonow, zanikajaca tradycja uswiecania zwiazkow Ziemi z Czlowiekiem a Czlowieka z Opatrznoscia.