Wielu naszych rodaków zmieniło miejsce zamieszkania i nie chce pamiętać początku pobytu po przylocie do Wietrznego Miasta. Nie każdy turysta został przywieziony limuzyną do wygodnej rezydencji albo do obszernego apartamentu w sercu Wietrznego Miasta. Zanim udało się zdobyć pierwszą pracę, potem lepiej płatne zajęcie, aby wynająć pokój, mieszkanie, minęło kilka lat…
Nie każdy przybywał tu do mamy lub taty, którzy swój american dream zdążyli zrealizować bez uszczerbku na zdrowiu i w rodzinnej harmonii. Z biegiem lat ten i ów rodak zamienił swoje niewielkie domy na Jackowie przy uliczkach tak wąskich jak ścieżka w Kalifornii na obszerne rezydencje z zielonymi ogrodami, na przedmieściach. Czy z powodu odległości nie przepadają za odwiedzinami swoich dawnych sąsiadów? Na przedmieściach są wszelkie wygody i rarytasy w polonijnych sklepach. Czasem zdarzy się wyjątkowa okazja, że znajdą się w pobliżu dawno nie widzianego Jackowa czy Władysławowa. Wtedy bardzo dziwią się, jak można żyć w tych małych domkach, parkować na ulicy zimą i latem, gdzie jedyną rozrywką są weekendowe sąsiedzkie kłótnie. Nie to, co na przedmieściach, gdzie sąsiedzi zapraszają na golfa, na łódkę lub rejs jachtem po jeziorze. A wieczorami zamiast kłótni bywają różnice zdań albo rozmowy przy grillu. Na wakacje nasi zamożniejsi rodacy z przedmieść wybierają modne kurorty na wyspach albo cruz po oceanach. A nie wylot do Polski z dziećmi na wakacje. Nie pochwalają gonitwy za dodatkową pracą w weekendy albo na drugą zmianę w tygodniu. Kiedyś i u nich dodatkowa praca bywała regułą gdy, trzeba było zmienić mieszkanie, dom albo samochód. Zapracowani mieszkańcy z okolic Jackowa zdają się nie dostrzegać wyższości u swoich krewnych lub dawnych sąsiadów. Natomiast ci, którzy wyszli z tych samych warunków, po latach zachowują się jak Amerykanie, „robią biznesy„, i wydają pieniądze, jak Amerykanie! Ale do swoich z Jackowa nie przyznają się. Kiedyś smakowali kaszankę, teraz razi ich zapach kiszonej kapusty. Dla tego przybysza z przedmieścia, to odór. Delikatne powonienie drażni też cierpki aromat perfum niby Hermesa, Toma Forda albo Hilfigera. A to podróbki. Nie w stylu są letnie sandały zakładane na szaro białe skarpety przed udaniem się na procesję. Kto żyje w innym świecie nie chce tego oglądać. Po co wracać do małpiarstwa! Czy państwo z przedmieść, udając lepszych niż zdołają poprawić na dłużej swoje samopoczucie? Rodowity Amerykanin nie nazywa ziomala burakiem, ani pajacem, choć z pewnością daleko mu do wzniosłych uczuć.
BARBARA MARTA ŻMUDKA