Czy nasi kontraktorzy są niesłowni?

25 lutego 2024

Podczas jazdy samochodem w Wietrznym Mieście mijamy polonijne punkty usługowe, biznesy, miejsca współpracy z polskim lub polonijnym kapitałem. Zdarza się, że wstępujemy aby skorzystać lub tylko spojrzeć, pozdrowić, zapytać jak leci. Albo czekając na zmianę świateł dostrzegamy rodaka w kontraktorskim samochodzie.

Nic prostszego jak zapamiętać lub zapisać nazwę firmy, a potem umówić usługę. Najwięcej informacji o usługach czerpiemy z ogłoszeń oraz od znajomych. Rekomendacja jest ważna. Można powołać się na firmę, negocjować warunki, w tym cenę albo polecić kolejnej osobie. Najlepiej o biznesie świadczą jego prace. Pozostaje uzgodnić termin rozpoczęcia i zakończenia robót. Czy obraz naszych polonijnych biznesów jest prawdziwy? Po stronie wykonawcy istnieje nie jedno ryzyko. O co chodzi? Wykonawca angażuje się, aby złapać zlecenie, podaje ogólne warunki, cenę, bonusy. Jeśli ma niewielkie doświadczenie, to cenę kalkuluje z sufitu, a potem czeka na zapłatę. Z pewnością nie brak udanych zamówień, dobrze wykonanych robót i osób zadowolonych z pracy nie jednego kontraktora. Jeśli rodakowi udało się, to może i dla mnie los okaże się łaskawy. W praktyce bywa różnie… Gdy wykonawca prosi po raz drugi o zaliczkę, trudno się nie zgodzić. Ceny z dnia na dzień skaczą do góry. Bywa, że po otrzymaniu pieniędzy wykonawca nie zgłasza się, unika kontaktu, jest zajęty. Dokąd udać się po pomoc? Zdarza się, że po kilku tygodniach przeprasza i ponawia prośbę o pieniądze, bo musi uzupełnić materiał, a ceny wciąż lecą w górę. Wreszcie zaczyna pracę, ale po dwóch dniach, gdy część szafek jest zamontowana, nasz wykonawca wraca do poprzedniego miejsca robót, gdzie wystąpiła awaria. Ale bądźmy dobrej myśli, zapewne przyjedzie i dokończy rozpoczętą pracę. Zresztą, po co drażnić człowieka. Jeśli ma zlecenia, to znaczy, że ludzie go potrzebują. Poza tym, czy taki sposob zakończenia rozpoczętej współpracy gwarantuje zwrot zaliczek? Czy można być pewnym, że następny wykonawca będzie lepszy? W dzisiejszych czasach trzeba mieć dużo szczęścia, aby za pierwszym razem „wyjść na swoje”, znaczy nie stracić za dużo? Coraz więcej kontaktów z biznesem można nawiązać tylko internetowo. Nauczeni szacunku dla cudzej pracy, próbujemy umówić spotkanie albo chociaż ustalić termin. Czekamy na łączach klikając w cyfry, wybieramy opcję aby w końcu dowiedzieć się, że skrzynka wiadomości jest pełna i trzeba zaczynać od początku. Kontakt z biznesem online wymaga często wypełnienia aplikacji, podania szczegółowych informacji; dobrze, jeśli bez osobistych detali. Atrakcyjnie brzmiące reklamy, zaproszenia na ulotce, najciekawsze hasła karty biznesowej zachęcają do współpracy. Natomiast koszt ryzyka, zarówno zamawiający usługę jak i wykonawca, wcześniej czy później ponosi we własnym zakresie.

BARBARA MARTA ŻMUDKA

PARTNERZY